niedziela, 19 sierpnia 2018

Czwarta firma w okresie 3 lat... Roszczeniowy millenials?

Czemu tak często zmieniam pracę? Sam się nad tym zastanawiam z czego to wynika. Szukając odpowiedzi natknąłem się na chyba jeden z najpopularniejszych filmów w sieci na temat mojej generacji, tak zwanego "Pokolenia Y".


Jak ktoś nie widział, to polecam obejrzeć. 
W dużym skrócie:
1. Źle nas wychowano. Wmówiono nam, że możemy coś dostać lub osiągnąć tylko i wyłącznie bo tego chcemy.
2. Jesteśmy uzależnieni od dopaminy pochodzącej z mediów społecznościowych. Lubimy dostawać lajki na facebooku, bo sprawiają, że czujemy się dobrze. 
3, Niecierpliwość. Chcemy mieć wszystko "na już". Paczka z allegro? Ma przyjść jutro. Oglądanie serialu? Najlepiej pochłonąć cały sezon naraz. Umówić się z kimś na randkę? Instalujemy apkę, przeciągamy palcem, kilka wiadomości tekstowych i gotowe. Przyzwyczajeni do szybkiego funkcjonowania zapominamy, że ważne wartości w życiu takie jak przyjaźń, wiedza, umiejętności, pozycja społeczna czy związek buduje się powoli, a kluczem jest systematyczność.
4. Środowisko. Pracujemy w miejscach, gdzie krótkofalowy zysk jest ważniejszy od długofalowego. Liczy się szybki wynik, a nie człowiek i umiejętności jakie może zdobyć.

I w sumie zgadzam się ze wszystkimi powyższymi punktami. Tylko jak to się ma do moich powodów zmiany miejsca pracy?  Trochę nijak. Z niecierpliwością się zgodzę, ale o tym dalej.

Kończąc studia miałem wyidealizowaną wizję pracy na stanowisku inżyniera. Wydawało mi się, że w pracy będę tworzył coś innowacyjnego, coś co popycha daną dziedzinie technologii do przodu...
I co? Ano gówno ;) 
Pierwsze i kolejne miejsca pracy rozwiały wszelkie wyobrażenia na czym polega praca związana z szeroko pojętą technologią w Polsce. Nie mam zamiaru oczerniać swoich byłych pracodawców, bo bardzo dużo się u nich nauczyłem, za co jestem wdzięczny. Rozmawiam jednak też z innymi ludźmi z branży i wszędzie w sumie jest podobnie. Na studiach używaliśmy określenia "robić coś na Jana" tzn. wykonać jakieś zadanie bez wnikania czy jest dobrze, czy źle, a jeśli źle to z jakiej przyczyny. Okazuje się, że nie tylko wśród studentów jest takie podejście... I nie jest to wina starszych kolegów, tylko szeroko pojętej "góry". Oderwane od rzeczywistości terminy powodują, że pewne rzeczy się olewa, byleby zdąrzyć.

Ktoś może zapytać:
 "Młody, ale czy ktoś ci bronił robić zgodnie ze sztuką? W ogóle to czego ty oczekiwałeś? że od razu po studiach dostaniesz prom kosmiczny do policzenia i zaprojektowania?"
Może i nie, ale liczyłem na coś więcej niż ciąganie kabli w korytach 3m nad ziemią czy bezmyślne rysowanie w CADzie, którego człowieka z ulicy można nauczyć w tydzień. Ukończenie studiów nie oznacza, że nabyłem konkretne umiejętności, tylko, że potrafię dość sprawnie przyswajać pewne skomplikowane koncepty potrzebne do wykonywania zadań. Są ludzie którym pasuje wykonywania fizolskich lub nie wymagających myślenia prac. Mi nie pasowało. Do tego stopnia, że pierwszą pracę rzuciłem w ciemno (bez znalezienia kolejnej).

Wracając do aspektu poruszonego w filmie - niecierpliwość.
 "Przecież zmieniasz pracę średnio co rok. Jak ty chcesz w tak krótkim czasie wywrzeć na coś wpływ?"
I tu z pomocą przychodziła obserwacja starszych kolegów. Czy oni mieli na coś wpływ? W mojej ocenie niezbyt. A przecież mają doświadczenie, znajomości i staż. W każdej pracy po jakimś czasie zadawałem sobie pytanie - czy za kilka lat chciałbym robić to samo, co znajomy, który tu pracuje od x lat? Padała odpowiedź i szukałem dalej.

"Ale bazowanie na tym, gdzie znajduje się starszy współpracownik to głupota. On może mieć inne podejście i priorytety. To, że jego praca tak wygląda, wcale nie oznacza, że twoja też tak kiedyś musi."
Zgadzam się. Tylko moim celem nie jest walka z wewnętrznym klimatem panującym w firmie. Jeśli wszyscy mają podejście na zasadzie "jakoś to będzie", to po co mam walić głową w mur licząc na przebicie go w nieokreślonej przyszłości? Wolę od razu szukać środowiska, które myśli podobnie do mnie. Ktoś powie, że to pójście na łatwiznę. A ja wtedy odpowiem, że to po prostu efektywne pożytkowanie energii.

"Dobra, dobra. Inaczej by było, jakbyś miał rodzinę i kredyt na mieszkanie."
Pewnie tak. Dlatego razem z narzeczoną daliśmy sobie czas na podjęcie decyzji, których skutki mogłyby nas przyblokować. Chociaż i tak nie do końca, bo są firmy w których dopłata za relokację + opłacenie żłobka/przedszkola to nic szczególnego. Na temat zobowiązań finansowych są zdecydowanie lepsze miejsca w internecie niż mój blog.
Polecam: https://jakoszczedzacpieniadze.pl/kupic-czy-wynajmowac-mieszkanie

Dlatego sukcesywnie zmieniałem pracę. Są na świecie firmy, które przodują jeśli chodzi o technologie i co chwila wypuszczają coś nowego. Można się sprzeczać, czy te produkty są lepsze pod względem technologicznym w stosunku do starych (na przykład w przypadku motoryzacji jest powszechna opinia, że nowe auta po przejechaniu 200k km nadają się na szrot), jednak ludzie którzy to projektują bez wątpienia popychają świat do przodu. Proces rozwoju polega na popełnianiu błędów i korygowaniu ich.

 Zacząłem od bardzo małej firmy, liczącej paręnaście osób, teraz jestem w korporacji liczącej około 100 tysięcy na całym świecie. Czy jest lepiej jeśli chodzi o aspekty, które wymieniłem wcześniej? Zdecydowanie tak, ale jeszcze za wcześnie by to konstruktywnie ocenić.
"A co zrobisz, jak okaże się, że jest tak samo, jak do tej pory? "
Męczyć się przez 30% czasu prawie każdego dnia? Będę szukać do skutku. Lepsze to niż ciągłe marudzenie (lub słuchanie marudzenia).

Specjalnie pominąłem w tym wątku kwestię finansów. O tym w innym wpisie. Dzięki za wytrwanie do końca i do usłyszenia w następnym wpisie!

czwartek, 9 sierpnia 2018

Czy znajomość języka obcego jest konieczna by szukać zatrudnienia za granicą?

TAK.


I na tym mógłbym zakończyć ten wpis.

Tylko to przecież wszyscy wiedzą, a nie po to zakładałem bloga, żeby pisać rzeczy oczywiste.
Prawidłowo postawione pytanie powinno brzmieć: W jakim stopniu trzeba znać język, żeby zacząć szukać pracy?
I wtedy pada kolejna, wiele wnosząca odpowiedź: A to zależy do jakiej pracy ;)

A tak na poważnie. Nie chcę się mądrzyć, opiszę po prostu na swoim przykładzie jak przebiegała nauka.
Pierwsze wiadomości od zagranicznych rekruterów zaczęły spływać jakoś na początku 2017 roku po uzupełnieniu profilu LinkedIn o angielską wersję (o samym portalu i jego możliwościach napiszę w osobnym wpisie). W tamtym okresie nie brałem pod uwagę przeprowadzki, więc dziękowałem za zainteresowanie i na tym się kończyło. Wszyscy, którzy mieli okazję się ze mną uczyć, wiedzą, że mój angielski zawsze był na całkiem niezłym poziomie (może nie wybitnym, ale zawsze powyżej średniej). Przeglądając różnego rodzaju oferty i ogłoszenia zdałem sobie sprawę z pewnej (oczywistej ;)) rzeczy: nawet bardzo dobra znajomość języka angielskiego będzie niewystarczająca, jeśli nie umiem rzeczowo porozmawiać o tym, co robiłem do tej pory. No bo co z tego, że wiem jak w pubie zamówić rybę z frytkami lub o tym, że umiem opowiedzieć co się znajduje na obrazku (in the picture I can see...). Wyobraźcie sobie, że jesteście lekarzem specjalizującym się w neurologii i jedyne co potraficie powiedzieć na zagranicznej rozmowie o pracę, to to, że pracujecie od 5 lat w szpitalu, leczycie chorych ludzi i piszecie recepty na leki. Abstrakcyjna sytuacja (bo zapotrzebowanie na lekarzy jest takie, że umiejąc nawet tyle, pracę by taka osoba pewnie dostała. Oczywiście razem z kursem języka ;)). Zmierzam do najważniejszego:

Należy umieć rozmawiać o swoich umiejętnościach używając branżowego żargonu. 

Tak... Kolejny truizm

Możesz nie posiadać perfekcyjnej wymowy, mieszać czasy, szyki, tworzyć jakieś zdania na które native speaker nigdy by nie wpadł (co aktualnie robię cały czas). TO NIE MA ZNACZENIA. Na mój tekst, że mam długą drogę do pełnej płynności usłyszałem: "twoj angielski jest lepszy, niż nasz polski". Rozumiemy się na elementarnym poziomie potrzebnym do wykonania stawianych mi zadań. Nie zmienia to jednak faktu, że ten elementarny poziom opiera się na specjalistycznym słownictwie, którego przeciętny Anglik  czy inna osoba dobrze znająca angielski znać nie będzie (bo niby skąd?).
Nawet najbardziej unikalne umiejętności są nieprzydatne, jeśli praca opiera się na kontakcie z drugim człowiekiem. A google jeszcze na tyle dobre, by w biegu tłumaczyć nie jest.

I tu mała dygresja. Z kim w Polsce nie rozmawiam, to mówi, że u nas w szkole angielskiego się nie nauczysz...
Na prawdę? A to nauczyciel ma wiedzieć co ktoś będzie robił/robiła zawodowo w życiu i ma pod każdego osobno dopasowywać program? To trochę tak jakby Adam Małysz narzekał, że na wfie nigdy nie uczyli go skakać. Dwa lata temu nie miałem pojęcia o hydraulice siłowej w maszynach, a dziś jakoś umiem o tym rozmawiać po angielsku. Takie rzeczy trzeba rozwijać samemu. Tyle.

Jak się uczyć takiego słownictwa?
Wkuwanie ze słownika? Karteczki? Czytanie książek? 
W moim przypadku żadne z powyższych nie dawało dobrych efektów. Książek nie chciało mi się czytać nawet po polsku, Karteczka może być przyklejona 2 miesiące na monitorze - i tak nie zapamiętam, a słownik jest dobry jak potrzebuję czegoś na już, a nie do nauki na zapas.

W moim przypadku najlepsze efekty dały:
1. YouTube. Znalezienie tematu, o którym nie powstał film po angielsku graniczy z cudem. Technologia, gotowanie, fryzjerstwo, fotografia, mechanika samochodowa, budownictwo. Wszystko. Co więcej, jako, że na świecie jest więcej osób anglojęzycznych niż polskojęzycznych, jest duża szansa, że zagraniczny materiał video jest po prostu lepszy, dokładniejszy i na wyższym poziomie niż polski odpowiednik.

2. Fora tematyczne/portale społecznościowe. Nic nie daje większej motywacji do poznania słownictwa, niż odpowiedź na problem, który chcę rozwiązać. Polecam www.reddit.com. Każdy tematyczny subreddit (czyli właściwie oddzielne forum) posiada grono ludzi, którzy piszą poradniki, dyskutują i odpowiadają na pytania. Ja siedzę na: https://www.reddit.com/r/engineering/ ale można przecież zaglądać do:
https://www.reddit.com/r/excel/
czy
https://www.reddit.com/r/marketing/
Znaleźć swoją tematykę i czytać od czasu do czasu (codziennie). Przez rozwój gigantów typu facebook, dedykowane fora zaczynają powoli zanikać, jednak jeszcze dużo czasu upłynie, zanim wymrą kompletnie.

3. Jako, że w nazwie bloga znajduje się słowo "inżynier", to muszę wspomnieć o dokumentacji technicznej. Wszystkie największe firmy udostępniają manuale w języku angielskim. Czy to mebel z IKEA, czy instrukcja obsługi silnika spalinowego. Jeżeli nie rozumiesz co tam piszą, to ściągasz w 2 językach, czytasz zagraniczną a wspomagasz się polską. W pracy i tak musisz z tego korzystać - dlaczego nie powalczyć z lenistwem i nie nauczyć się czegoś?

4. Trzeba mieć cel. Nauka języka bez celu ma tyle samo sensu, co zapamiętywanie kolejnych cyfr w liczbie pi po przecinku. Można, tylko po co. Zamiast się rozpisywać, wspomogę się filmem, z "własnego" podwórka :) Nie widziałem filmu, który by lepiej to tłumaczył.



Jak się nie ma celu to i okulary Robocopa do nauki języka nie pomogą.

Tym wesołym akcentem kończę wpis. Dziękuję za wytrwanie do konća i do zobaczenia w kolejnym!

niedziela, 5 sierpnia 2018

Początki

Cześć!

Pomysł na dzielenie się swoimi przemyśleniami chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu. Z racji wykonywanego zawodu oraz wyjazdu z Polski, tematyka początkowo miała być o pracy inżyniera na emigracji. Nie wiem jednak jak długo będę poza krajem, stąd bardziej ogólna, mniej wiążąca nazwa. To samo dotyczy treści i formy - wrzucane tutaj posty nie będą związane tylko z karierą i tym czym się zajmuję w pracy, ale też lifestylem. Nie jestem pierwszym, który wyjechał w poszukiwaniu lepszego (?) życia, jednak blog wstępnie kierowany jest do osób z mojego otoczenia, dlatego też nie przejmuje się unikalnością treści. Forma początkowo będzie dość skąpa - wynika to z zerowego obycia w dziedzinie dokumentowania i relacjonowania czegokolwiek ;) Zobaczymy co się wykluje w trakcie.

W planach mam przedstawić jak się znalazłem w miejscu w którym aktualnie się znajduję; jak przebiegał proces od momentu, gdy zdecydowałem się, że chcę być związany z szeroko pojętą inżynierią; problemy jakie napotkałem po drodze; jak wygląda proces relokacji i praca na stanowisku technicznym za granicą czy w jaki sposób uzasadniałem podjęte decyzje.

Tyle, jeśli chodzi o wstęp.