czwartek, 9 sierpnia 2018

Czy znajomość języka obcego jest konieczna by szukać zatrudnienia za granicą?

TAK.


I na tym mógłbym zakończyć ten wpis.

Tylko to przecież wszyscy wiedzą, a nie po to zakładałem bloga, żeby pisać rzeczy oczywiste.
Prawidłowo postawione pytanie powinno brzmieć: W jakim stopniu trzeba znać język, żeby zacząć szukać pracy?
I wtedy pada kolejna, wiele wnosząca odpowiedź: A to zależy do jakiej pracy ;)

A tak na poważnie. Nie chcę się mądrzyć, opiszę po prostu na swoim przykładzie jak przebiegała nauka.
Pierwsze wiadomości od zagranicznych rekruterów zaczęły spływać jakoś na początku 2017 roku po uzupełnieniu profilu LinkedIn o angielską wersję (o samym portalu i jego możliwościach napiszę w osobnym wpisie). W tamtym okresie nie brałem pod uwagę przeprowadzki, więc dziękowałem za zainteresowanie i na tym się kończyło. Wszyscy, którzy mieli okazję się ze mną uczyć, wiedzą, że mój angielski zawsze był na całkiem niezłym poziomie (może nie wybitnym, ale zawsze powyżej średniej). Przeglądając różnego rodzaju oferty i ogłoszenia zdałem sobie sprawę z pewnej (oczywistej ;)) rzeczy: nawet bardzo dobra znajomość języka angielskiego będzie niewystarczająca, jeśli nie umiem rzeczowo porozmawiać o tym, co robiłem do tej pory. No bo co z tego, że wiem jak w pubie zamówić rybę z frytkami lub o tym, że umiem opowiedzieć co się znajduje na obrazku (in the picture I can see...). Wyobraźcie sobie, że jesteście lekarzem specjalizującym się w neurologii i jedyne co potraficie powiedzieć na zagranicznej rozmowie o pracę, to to, że pracujecie od 5 lat w szpitalu, leczycie chorych ludzi i piszecie recepty na leki. Abstrakcyjna sytuacja (bo zapotrzebowanie na lekarzy jest takie, że umiejąc nawet tyle, pracę by taka osoba pewnie dostała. Oczywiście razem z kursem języka ;)). Zmierzam do najważniejszego:

Należy umieć rozmawiać o swoich umiejętnościach używając branżowego żargonu. 

Tak... Kolejny truizm

Możesz nie posiadać perfekcyjnej wymowy, mieszać czasy, szyki, tworzyć jakieś zdania na które native speaker nigdy by nie wpadł (co aktualnie robię cały czas). TO NIE MA ZNACZENIA. Na mój tekst, że mam długą drogę do pełnej płynności usłyszałem: "twoj angielski jest lepszy, niż nasz polski". Rozumiemy się na elementarnym poziomie potrzebnym do wykonania stawianych mi zadań. Nie zmienia to jednak faktu, że ten elementarny poziom opiera się na specjalistycznym słownictwie, którego przeciętny Anglik  czy inna osoba dobrze znająca angielski znać nie będzie (bo niby skąd?).
Nawet najbardziej unikalne umiejętności są nieprzydatne, jeśli praca opiera się na kontakcie z drugim człowiekiem. A google jeszcze na tyle dobre, by w biegu tłumaczyć nie jest.

I tu mała dygresja. Z kim w Polsce nie rozmawiam, to mówi, że u nas w szkole angielskiego się nie nauczysz...
Na prawdę? A to nauczyciel ma wiedzieć co ktoś będzie robił/robiła zawodowo w życiu i ma pod każdego osobno dopasowywać program? To trochę tak jakby Adam Małysz narzekał, że na wfie nigdy nie uczyli go skakać. Dwa lata temu nie miałem pojęcia o hydraulice siłowej w maszynach, a dziś jakoś umiem o tym rozmawiać po angielsku. Takie rzeczy trzeba rozwijać samemu. Tyle.

Jak się uczyć takiego słownictwa?
Wkuwanie ze słownika? Karteczki? Czytanie książek? 
W moim przypadku żadne z powyższych nie dawało dobrych efektów. Książek nie chciało mi się czytać nawet po polsku, Karteczka może być przyklejona 2 miesiące na monitorze - i tak nie zapamiętam, a słownik jest dobry jak potrzebuję czegoś na już, a nie do nauki na zapas.

W moim przypadku najlepsze efekty dały:
1. YouTube. Znalezienie tematu, o którym nie powstał film po angielsku graniczy z cudem. Technologia, gotowanie, fryzjerstwo, fotografia, mechanika samochodowa, budownictwo. Wszystko. Co więcej, jako, że na świecie jest więcej osób anglojęzycznych niż polskojęzycznych, jest duża szansa, że zagraniczny materiał video jest po prostu lepszy, dokładniejszy i na wyższym poziomie niż polski odpowiednik.

2. Fora tematyczne/portale społecznościowe. Nic nie daje większej motywacji do poznania słownictwa, niż odpowiedź na problem, który chcę rozwiązać. Polecam www.reddit.com. Każdy tematyczny subreddit (czyli właściwie oddzielne forum) posiada grono ludzi, którzy piszą poradniki, dyskutują i odpowiadają na pytania. Ja siedzę na: https://www.reddit.com/r/engineering/ ale można przecież zaglądać do:
https://www.reddit.com/r/excel/
czy
https://www.reddit.com/r/marketing/
Znaleźć swoją tematykę i czytać od czasu do czasu (codziennie). Przez rozwój gigantów typu facebook, dedykowane fora zaczynają powoli zanikać, jednak jeszcze dużo czasu upłynie, zanim wymrą kompletnie.

3. Jako, że w nazwie bloga znajduje się słowo "inżynier", to muszę wspomnieć o dokumentacji technicznej. Wszystkie największe firmy udostępniają manuale w języku angielskim. Czy to mebel z IKEA, czy instrukcja obsługi silnika spalinowego. Jeżeli nie rozumiesz co tam piszą, to ściągasz w 2 językach, czytasz zagraniczną a wspomagasz się polską. W pracy i tak musisz z tego korzystać - dlaczego nie powalczyć z lenistwem i nie nauczyć się czegoś?

4. Trzeba mieć cel. Nauka języka bez celu ma tyle samo sensu, co zapamiętywanie kolejnych cyfr w liczbie pi po przecinku. Można, tylko po co. Zamiast się rozpisywać, wspomogę się filmem, z "własnego" podwórka :) Nie widziałem filmu, który by lepiej to tłumaczył.



Jak się nie ma celu to i okulary Robocopa do nauki języka nie pomogą.

Tym wesołym akcentem kończę wpis. Dziękuję za wytrwanie do konća i do zobaczenia w kolejnym!

1 komentarz: