sobota, 1 września 2018

Jak (i dlaczego) buduję swoją wartość?


Jest lipiec 2015, właśnie obroniłem tytuł na "jednym z bardziej przyszłościowych kierunków". Plan na najbliższy czas: miesiąc odpoczynku, a później poszukiwanie pracy w zawodzie. Jeszcze nie wiem, że następne pół roku całkowicie zabije moją pewność siebie jeśli chodzi o pozycję na rynku pracy.

Mija miesiąc. Dostaję zaproszenie na pierwszą rozmowę w firmie zajmującej się automatyką wodociągową. Mój rozmówca pyta o rzeczy, których przeciętny absolwent studiów po prostu nie wie ze względu na brak doświadczenia. Robi to w taki sposób, bym poczuł się jak idiota - pytania w stylu "jak można tego nie wiedzieć?" czy "to co w takim razie pan wie?". Ogólnie klapa po całości. Po rozmowie zaczynam zdawać sobie sprawę, że nieodbywanie praktyk na własną rękę (nieobowiązkowych) w poprzednich latach było błędem.

Na szczęście okazuje się, że znajomy z treningów (pozdrawiam Łukasz ;)) pracuje w jednej z firm związanych z automatyką przemysłową i może zapytać szefa czy nie szukają ludzi. Szukają. Na Podlasiu firm z tej branży jest tyle, co palców na dłoni u ślepego stolarza, więc zadowolony idę na spotkanie. Tym razem rozmowa przebiegła zupełnie inaczej. Rozmówcy wiedzieli, że jestem świeżakiem i dali mi szansę się uczyć.
Za pół roku dojdę do wniosku, że praca w delegacjach nie jest dla mnie, rzucę obecną firmę  i zechcę się przebranżowić na projektanta/konstruktora. Miałem wyjazdów dość do tego stopnia, że zostanie w firmie i jednoczesne szukanie czegoś nowego nie wchodziło w grę. Wszyscy wkoło kręcili głową, ale musiałem to zrobić po swojemu.
Czas, który nastąpił po odejściu był chyba najbardziej stresującym okresem, jeśli chodzi o "karierę" w moim życiu. Znalezienie pracy okazało się trudniejsze niż się spodziewałem. Dlaczego?

1. Białystok zagłębiem przemysłu nie jest. Mamy kilka firm, ale politechnika rok w rok pompowała parudziesięciu magistrów każdego kierunku. Konkurencja duża, a w tamtym czasie nie posiadałem umiejętności, które mnie wyróżniały. Relokacja nie wchodziła w grę (a powinna!).

2. Moja decyzja o odejściu z pierwszej firmy była niezbyt dobrze postrzegana. No bo kto rzuca pracę bez wcześniejszego znalezienia kolejnej? I do tego po 6 miesiącach? Mało wiarygodny ten kandydat.

3. "Dlaczego automatyk szuka pracy jako konstruktor? Może chciałby Pan pracować na utrzymaniu ruchu?" Niby pół roku doświadczenia to jest nic, ale skutecznie mnie to zaszufladkowało jako gościa od kabelków i elektryki - coś na czym nigdy się tak naprawdę wybitnie nie znałem.

Z pierwszych rozmów zaczęły spływać negatywne odpowiedzi. W efekcie, po 2 miesiącach bezrobocia, byłem gotów pójść za cokolwiek (niewiele ponad minimalną lub na staż z urzędu pracy) byleby się gdzieś dostać i móc uczyć - pewność siebie jako inżynier na poziomie zerowym.  Zacząłem się zastanawiać po jakim czasie spękam i zostanę przy automatyce. Desperacja level 99/100  ;). Koniec końców dostałem się do drugiej firmy na stanowisko, które sobie założyłem.

Po tym przydługim wstępie mogę w końcu przejść do sedna. Jaki związek mają moje początki w inżynierii z budowaniem swojej wartości? Taki, że nie wyobrażałem sobie przechodzenia przez ten proces w opisany sposób ponownie. A żeby nie przechodzić tego po raz kolejny, trzeba było dokonać kilku poprawek w dotychczasowym działaniu:
  • Poduszka finansowa. Co prawda miałem oszczędności, ale było to bardziej wynikiem przypadku niż planowanego działania. Posiadanie oszczędności na 3-6 miesięcy nicnierobienia daje niesamowity komfort psychiczny. Bez tego, żeby przeprowadzić się do UK musiałbym się zapożyczyć i spłacać przez x czasu. A co jak mnie wyrzucą po pierwszym miesiącu? ;) Nawet nie chce (a przede wszystkim nie muszę) o tym myśleć. Powtarzam się, ale czytanie blogów finansowych naprawdę dużo pomaga, w kwestii rozwoju zawodowego. To nie jest żadna czarna magia, tylko wprowadzanie prostych nawyków krok po kroku: https://jakoszczedzacpieniadze.pl/poduszka-finansowa-zanim-zaczniesz-inwestowac
  • Inwestycje. Część nadwyżki kasy pakuję w kursy/studia/materiały do nauki. Celem było wybicie się przed masę ludzi o tym samym tytule i zbliżonym doświadczeniu. 
  • Podejście do pracy. Nie "odbębnić 8h w robocie i cześć". Skoro już się tam pojawiam na 1/3 doby to nie tylko po to żeby zarobić ale też się czegoś nauczyć. I nie musi to być coś niesamowicie skomplikowanego. I niekoniecznie codziennie. Nauczę się jednej małej rzeczy co drugi dzień lub trzeci dzień, to w skali roku zrobię ogromny krok do przodu. Warto robić sobie podsumowanie dnia. Jeśli podczas takiego podsumowania w skali miesiąca są same puste pola to znaczy, że coś jest nie tak.
  • I finalnie: Poznanie swojej wartości. Tylko jak sprawdzić czy te działania coś dają: czy mnie chcą, a jeśli tak to za ile? Odpowiedź jest prosta - wysyłać CV i chodzić na rozmowy o pracę. Jeśli uczęszczanie na takie spotkania to problem lub ktoś wywodzi się z przemysłowego zadupia można prościej - profil na LinkedIn. 

W pewnym momencie okazało się, że nawet mimo niewielkiego doświadczenia firmy są mną zainteresowane. Świadomość tego pozwoliła na luzie podchodzić do wymaga firm wobec mnie. "Na luzie" nie oznacza na wyjebce, ale jeśli np. jest oczekiwanie bezpłatnych nadgodzin "bo szef będzie krzywo patrzył", to chrzanię to. Inaczej bym do tego podchodził, gdybym takiego rozeznania nie robił i nie wiedział, czy ktoś inny zapłaci za mój czas.

Podsumowując, te "trudne" początki, to najlepsze co mogło mi się przytrafić. To one w dużej mierze stały się motorem napędowym do szukania rozwiązań i wprowadzania zmian. Czy było warto? Nie wiem.  Fajnie jednak doświadczyć że nie trzeba studiować na MIT czy Cambridge, żeby pracować z najlepszymi na świecie w danej dziedzinie.

Dzięki i do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz